piątek, 22 marca 2013

Blue whales watching...

Czyli zderzenie oglądanych fotek w necie z rzeczywistością :D
Wszystkie przewodniki oferują tę oto wycieczkę dla odpoczywających w Mirissie. Naoglądawszy się bajecznych zdjęć jak to te piękne ssaki popływają do łodzi, machają zalotnie przed fotografującymi ogonem namówiłam Michała na wycieczkę.

W zasadzie każda knajpa, każdy guesthouse oferują tę usługę, kładąc akcent na to że tylko oni mają dużą łódź w której nie buja, śniadanie i zwrot pieniędzy jeśli niczego nie zobaczymy. Ceny zaczynają się od 6000-7000 rupii i w zależności od kraju, zasobności portfelu i możliwości negocjacyjnych zostają na tym poziomie albo schodzą w dół do 3000 jak to było w naszym przypadku:)


Wszystkich chętnych dowożą na miejsce tuk-tukami. Zbiórka do 6:30, dla lubiących plażować i knajpować godzina okrutna. Na pokładzie załoga rozdała tabletki - rzekomo na chorobę morską.

Siedzący naprzeciwko Chińczycy próbują znaleźć nazwę tabletek w necie. Po cichu klaskam w ramach uznania ich ostrożności. Ja już grzecznie popiłam swoją pigułkę wodą bez zastanowienia. A internet w komórce przecież też mamy. Pan rozdający tabletki upewnia się czy wszyscy zaaplikowali swoją dawkę. Czekamy chichrając ze znajomymi na jednorożce.


Zastanawiamy się też czy łódź płynie naprawdę czy jednorożce ciągną ją po falach tęczy. Pragnę zaznaczyć że wszystkie łodzie są podobne do siebie i wielkiej różnicy między nimi nie było. Śniadanie zawierało 2 kromki tostowego chleba posmarowanego masłem oraz owoce - czyli ćwiartka jabłka, banan i kawałek ananasa. Po godzinie dopłynęliśmy do kwadratu X gdzie te cuda można zobaczyć...wszystkie łodzie zaciskają kółko "w oczekiwaniu na". Nagle wyłania się kawałek ciała. Wszyscy w ekscytacji chwytają się za aparaty, cykają, pokazują gdzie jest/był/może będzie. Po minucie fontannek i ogonków płetwal znika i znowu łodzie zamierają na 10-15 minut czekając na kolejne wynurzenie. Zmieniamy czasami miejsce postoju mając nadzieję że wynurzy się przed nami/obok nas. Najlepiej mają podróżnicy, którzy nie przestraszyli się fal i podpłynęli rybackimi łodziami nie bojąc się bujania. Byli bardziej zwinni i szybsi od nas. Aczkolwiek bez gwarancji pierwszych miejsc na przedstawieniu.



No i tak z parę razy po czym łódź zawraca i płynie z powrotem do portu. Woda jest ciemna i nieprzezroczysta, dlatego nie widać ruchu giganta pod wodą, nie mówiąc już o zdjęciach. W drodze powrotnej usatysfakcjonowani turyści śpią nie zważając na oceaniczne uroki dookoła. Tuk-tuk dowozi z powrotem. The end.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz