środa, 6 lutego 2013

Zielone, czerwone i niebieskie... Lankijskie autobusy

Byliśmy nieco nastraszeni opowiadaniami o autobusach przed wyjazdem. Że wolno jeżdżą, że przepełnione (fakt, często się zdarza), że zatrzymują się przy każdym słupie - wystarczy machnąć ręką itp...
Hmm...póki co mogę wypowiedzieć się co do komunikacji na wybrzeżu, ale...ganiają jak szalone, w zasadzie są najszybszym środkiem transportu (oprócz samochodów osobowych), wyprzedzają się nawzajem i wszystko co napatoczy się po drodze, włącznie z tuk-tukami. Zatrzymują się tylko i wyłącznie na wyznaczonych przystankach, i to nie wszędzie.



Każdy autobus ma wyznaczoną trasę, o której można dowiedzieć się u kierowcy albo konduktora który zbiera pieniądze za przejazd. Raz nas autobus nie zabrał mimo że przejeżdżał przez miejscowość.
Pod koniec jazdy udało nam się opanować ceny biletów - już nie zdzierali z nas 3 razy tyle za bilet, zresztą przestaliśmy się pytać, dając pewną ręką ograniczoną kwotę (2 razy podwieźli nas w cenie prawdziwych biletów "dla lankijczyków" - 40 LKR za trasę 6 km, wydając resztę z 50 rupii).


Niesamowite są ołtarzyki "wszystkich świętych" nad kierowcą. Chyba nie było autobusu bez chroniących w podróży bożków (zresztą przy ich stylu jazdy są naprawdę potrzebne!!!) na wzór i podobieństwo świętego Krzysztofa? Wiele autobusów ma ołtarzyk zaopatrzony w LEDy, dzięki czemu przybiera to trochę groteskowy wymiar. Ale LEDy są bardzo rozpowszechnione przy wszystkich przydrożnych miejscach świętych (coś na kształt polskich kapliczek przydrożnych). Pewnie to wzmacnia prośbę do bogów oraz dodaje uroku oddawanych hołdom.



Jutro czeka nas dość długa wyprawa w głąb lądu. Sprawdzimy czy opcja "szybko, miejmy nadzieję bezpiecznie" obowiązuje na wszystkich drogach, nie tylko na wybrzeżu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz