wtorek, 28 stycznia 2014

sobota, 11 stycznia 2014

Zupa rybna z szafranem i wermutem, czyli jak ChilliBite.pl motywuje do gotowania:)

Przepis wcale nie podróżniczy, znikąd nie przywieziony (o, ironio losu - jako pierwszy tu będzie jednak zamieszczony), bo - uwielbiam tą Panią mimo że jej osobiście nie znam (zalety internetów), jeszcze bardziej uwielbiam jak gotuję a tym bardziej jej przepisy. Ponieważ zupa po prostu obłędna i gotujemy ją - z niewielkimi adaptacjami własnymi już kolejny raz, gorąco polecam!

ChilliBite.pl - motywuje do gotowania! Świetne przepisy, autorskie zdjęcia i dobra energia :): Zupa rybna z szafranem i wermutem

Ja zamiast wermutu (nigdy nie ma go w domu, ale innych specyfików całkiem sporo) dodaję brandy albo rum, dzisiaj nawet pomieszałam z wiśniówką (kropelką);) wsypuję trochę więcej przypraw typu garam masala oraz mieszanki na bazie cynamonu oraz goździków (odrobinę). Za pierwszym razem z wrażenia dodałam również mascarpone co trochę podkręciło aksamitny smak. Wersja z pstrągiem świeżym, wędzonym i krewetkami też była grana. Można tworzyć i eksperymentować:)))

Na krańcu świata, czyli Horton Plains

Końce świata zdarzają się regularnie, małe i duże, w zależności od skali katastrofy życiowej. Ale tak żeby zapierało dech w piersi, to chyba zdecydowanie rzadziej...między innymi taki efekt można uzyskać idąc na World's End w Horton Plains. Właściwie gwoli ścisłości, są tam nawet dwa końca świata, i przez napierającą mgłę bardziej przestraszył nas mimo wszystko mały a nie Wielki Koniec Świata:)...
Dojechać można na różne sposoby, z wielu miejsc i miejscowości. Łącząc przyjemne z pożytecznym z Bandarawelli zrobiliśmy skok do Nuwara Eliya (piszę się różnie, w zależności od linii autobusowej, znaku drogowego i nie wiem czego jeszcze). Ładne miasto w kolonialnym stylu, w jednym z najwyższym punktów kraju (1868 m), dość mocno różniące się od typowych miast lankijskich landszaftami, porządkiem, możliwościami spędzania czasu oraz ilością turystów napływających na zwiedzanie parku narodowego.
Dla nas był przystanek na jedną noc, krótki rekonesans po mieście i wypad na Horton Plains z samego rana.
W Nuwara Eliya największe wrażenie zrobił na nas bazar...



...zwykły, miejski owocowo-warzywny bazar, aczkolwiek zalewający kolorami papryki, bananów, pomidorów, zapachami przypraw, krzykami sprzedawców, tłumem gospodyń domowych spieszących się zrobić ostatnie zakupy przed obiadem.
Na centralnych ulicach miasta więcej turystów niż miejscowych, którzy tłumnie wydają pieniądze w sklepach i barach. Gwoli ścisłości, The Bar, polecany przez Lonely Planet, był zamknięty prezentując ślady burzenia albo remontu. Ale pod szyldem Palladium udało nam się trafić do prawdziwej perełki - BAR z prawdziwego zdarzenia: kelnerzy w muszkach, panowie, samotnie i w grupkach w późne południe rozpijający whisky z colą. Ogólne zdziwienie wywołała moja obecność (kobiet w ogóle nie było i raczej w takich miejscach nie przebywają), zbierając zainteresowanie, przynajmniej chwilowe, wszystkich siedzących. Mniejsze - zamówienie obiadu, smakował nieźle, ale na dobre naszym żołądkom nie wyszedł (chyba).
podróżując na własną rekę, dojazd do Horton Plains najlepiej zorganizować podłączając pod wycieczkę jednego z hoteli. Postanowiwszy działać zupełnie niezależnie, zostaliśmy w tyle - dosłownie i w przenośni. Nasz hostel zamówił nam taksówkę - jak wielkie było nasze zdziwienie, kiedy o 5:30 zobaczyliśmy tuk-tuka, do którego na dokładkę wepchnęli nam 3 osobę. Nie wiadomo czy śmiać się czy płakać. 2 godziny wdrapywaliśmy się na szczyty, wyprzedzani przez absolutnie wszystkie pojazdy, krowy, kury i raczkujące dzieci.

Przewitało nas ze mgły przy wjeździe takie futrzaste cudo z mokrym nosem żebrzące przy każdym samochodzie. Uczucie kiedy zżera tobie banany z dłoni i tyka tym wielkim mokrym nosem w dłoń prosząc o więcej - nie do opisania!!!

Cudny 10-kilometrowy spacer wśród pięknych okoliczności przyrody - zachwyca widokami i daje niezły wycisk nóżkom (około 3-4 godzin w dobrym tempie). 


Do World's End idzie się około 4 km, po drodze (2 km) - wodospad Baker's Fall
Pójść można w zasadzie i wprawo i wlewo zmieniając kolejność atrakcji po drodze, ale radziłabym iść prawą stronę, zaczynając od wodospadu. Wtedy sił starcza na wszystko, w dowolną pogodę.
Widoki na długo pozostają w pamięci, jak i wrażenia po zaglądaniu do przepaści (około kilometra w dół) na Końcu Świata.







Na końcu (albo na początku - kto jak woli) przed wejściem do parku jest niewielki bar/kawiarenka. Można napić się kawy/herbaty, przekąsić - roti, ciastka do wyboru albo po prostu ugasić pragnienie wodą.

Taksówka kosztuje około 3500 rupii (nasz słynny tuk-tuk również), jeep trochę więcej (około 5000 i wyżej) - ale przy większej grupie warto o tym pomyśleć, koszt wejścia do parku uiszczany w budce ze szlabanem + opłata za pojazd was tam wwożący - około 5500-5700 za osoby.

Pogoda może naprawdę zaskoczyć, w środku sezonu wyjeżdżając o 5:30 nad ranem trzęsliśmy się z zimna w ulewie w +7, kurtka i bluza bardzo się przydały:)

niedziela, 5 stycznia 2014

W ramach postanowień noworocznych, czekając na wizę...

stwierdziłam tu wrócić:) Bo już odliczamy dni do kolejnej wyprawy, czekamy na wizy, czytamy przewodniki, blogi, strony i tym razem zamierzamy spakować się w wersji mini. Indie za 10 dni!!!
Lekko przeraziłam się ilością roboczych postów o miejscach, którymi chcielibyśmy podzielić
(postanowienie nr 1: dokończyć i wrzucić:P).
Dużo się działo, trochę się podróżowało - Malta, Chorwacja, Polska (postanowienie nr 2: napisać i wrzucić zdjęcia). Nowe miejsca, nowi ludzie, nowe przepisy, nowa muzyka (postanowienie nr 3: pisać na bieżąco:D)

Podobno postanowienia pisane mają większą moc. Dlatego zadeklarowałam się publicznie pod niemal odczuwalny zapach przepysznego curry od http://www.rickstein.com/madeinpadstow/a-taste-of-rick-steins-india/ Naszymi postępami masalowymi będziemy chwalić się osobno:)

w międzyczasie pozdrawiam wszystkich to czytających i zapraszam na fb (tam akurat wrzucałam zdjęcia bardziej regularnie:P)